środa, 1 lutego 2017

Historia rodzinna Moniki Sznajderman

"Fałszerze pieprzu. Historia rodzinna" Monika Sznajderman,
Wydawnictwo Czarne, 2016 r.


To powieść, od której dostajemy właściwie dokładnie to, czego się spodziewamy po przeczytaniu opisu z okładki. Historia rodzinna sięgającą do końca lat '80 XIX wieku, skoncentrowana jednak na dwudziestoleciu międzywojennym i czasach drugiej wojny światowej.

Jest to powieść autobiograficzna i choć jej autorka, ze względu na swój wiek, nie była bezpośrednim świadkiem ani uczestnikiem opisywanych zdarzeń, to jej świadectwo jest niezwykłe przez sam fakt, że łączy ona w sobie historie dwóch zupełnie różnych rodzin: z jednej strony polskich żydów z których większość zginęła w wyniku prześladowań, a z drugiej strony polskiego ziemiaństwa, którzy żyli niejako obok Holocaustu.


Pierwsze rozdziały są trudne o tyle, że czytamy o codziennych radościach rodziny, która jeszcze nie wie, że lada dzień niemal wszyscy zginą, że wszystko na co pracują mozolnie i z troską rozsypie się w pył. To jednocześnie piękny opis krótkich chwil i małych zdarzeń, które Sznajderman wyłowiła z rodzinnych wspomnień, pamiątek i innych śladów pozostawionych przez swoich przodków. Jestem gotowa zaryzykować stwierdzenie, że czuć w tym dużo miłości do nigdy niepoznanych krewnych i równie dużo smutku nad ich losem.

"Zapamiętuję ich twarze i sylwetki, gromadzę szczegóły i przedmioty, kataloguję ubrania i przebrania, łapię chwile i śledzę uczucia, uważnie patrzę, gdzie plamę zostawiło słońce, zbieram drobinki życia, które przepadło bez śladu. Bo nic mi więcej po nich wszystkich nie zostało."


Kolejna część dotyczy historii drugiej strony rodziny autorki, gdzie czytamy m.in. o życiu jakby obok wojny i jej wszystkich dramatów. Muszę przyznać, że to były rozdziały, które wywoływały we mnie podskórną złość do ich bohaterów...

I wreszcie w jakiś przewrotny sposób losy tych dwóch rodzin łączą się za sprawą rodziców autorki i ich miłości. A ona sama dostaje w spadku historię rodzinną pełną doświadczeń i emocji, które  na prawdę musi być ciężko  pomieścić w sobie. A jednak autorce udało się je opakować, opisać i poukładać. Chociaż cały czas ma co do tego wątpliwości:

"Tylko dlaczego nie mogę przestać myśleć o nas jedzących w 1941 roku wystawny obiad i o nas głodujących w getcie? O nas grających w brydża i o nas żebrzących o kawałek chleba? O nas kibicujących na wyścigach i o nas oglądających śmierć? (...) Czy mogliśmy im bardziej pomóc?(...) Bez końca prowadzę w głowie takie rozmowy i wciąż nie wiem, czy cokolwiek mogło być inaczej. Nie wiem też, jak mam to wszystko poukładać w sobie i pomieścić."

Kończyłam tę książkę z poczuciem szacunku i podziwu dla autorki za odwagę publicznego snucia tej opowieści.

A jak chcecie przeczytać porządną recenzję, to polecam culture.pl ;)

I ciekawostka - Monika Sznajderman (wraz z mężem Andrzejem Stasiukiem) prowadzi Wydawnictwo Czarne. Za to też ją podziwiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz