wtorek, 25 października 2016

Czy król jest nagi?

"Król" Szczepan Twardoch,
Wydawnictwo Literackie, 2016 r.


Z Twardochem mam taki problem, że czasem ciężko jest mi oddzielić jego literaturę od niego samego... Ale zacznijmy od powieści.

"Król" to kolejna po "Morfinie" i "Drachu" książka Twardocha, po którą sięgam. Poprzednie ujęły mnie głównie silą języka. I tę silę odnalazłam również w "Królu".

Zaczyna się tak:
"Mojego ojca zabił wysoki, przystojny Żyd o szerokich ramionach i potężnych plecach machabejskiego boksera.

Teraz stoi w ringu, to ostatnia walka wieczoru i ostatnie koło tej walki, a ja patrzę na niego z pierwszego rzędu. Nazywam się Mojżesz Bernsztajn, mam siedemnaście lat i nie istnieję.

Nazywam się Mojżesz Bernsztajn, mam siedemnaście lat i nie jestem człowiekiem, jestem nikim, nie ma mnie, nie istnieję, jestem chudym, ubogim synem nikogo i patrzę na tego, który zabił mojego ojca, patrzę, jak stoi w ringu, piękny i silny.

Nazywam się Mojżesz Inbar, mam sześćdziesiąt siedem lat. Zmieniłem nazwisko. Siedzę przy maszynie do pisania i piszę. Nie jestem człowiekiem. Nie mam nazwiska."

Dla mnie - wspaniałe.

Na okładce (zresztą bardzo ciekawej, autorstwa Rafała Kucharczuka) piszą, że to "Burzliwe lata trzydzieste XX wieku. (...) Zwroty akcji, romanse, gwałty, ćwiartowanie ciał, szantaże, przewroty - podszyte przemocą codzienne życie stolicy.". I w sumie to wszystko prawda. Czyta się dobrze i z zaciekawianiem, czasem z niesmakiem, jak rozumiem, zamierzonym przez autora. Obrazy trochę jak z filmów Tarantino - brzydota, przemoc i silne emocje w świecie na krawędzi realności. Wszystko tu mnie wciągnęło: postacie, miejsca i akcja; gangsterzy i ich kobiety, Warszawa żydowska i polska w przeddzień II wojny światowej, szemrane interesy ulicy i wielka zakulisowa polityka. Napisane dobrym, soczystym językiem, wulgarnym i pięknym jednocześnie. Kupuję to.

Po odłożeniu książki przychodzi do mnie refleksja, że tak na prawdę dałam się porwać bardzo szowinistycznej opowiastce. I do tego, jak ulał pasuje wizerunek Twardocha, wytatuowanego macho trenującego boks, a po godzinach intelektualisty z papierosem. I ta nonszalancja w wywiadach...

Bardzo ciekawą dyskusję na temat "Króla" i jego autora można przeczytać na Facebooku na profilu Jacka Dehnela, który punktuje Twardocha m.in. za szereg błędów faktograficznych, nieścisłości historyczne i...nadmiar występujących opisów męskiego przyrodzenia. Złośliwi i dociekliwi internauci przywołują, że jeszcze kilka lat temu Twardoch był pulchnym, pryszczatym młodzieńcem w niczym nie przypominającym dzisiejszego wizerunku pisarza. A i poglądy polityczne jakby zmieniają się nieco wraz ze zmianą rządów... No trudno. Nawet jeśli to wszystko to tylko kreacja, a ta proza wcale nie jest taka dobra, mi się podoba.

I nie tylko mi. Powieść zbiera dobre recenzje. Dyskusja pełna pochwał m.in. w Tygodniku kulturalnym (słowo, że obejrzałam ten odcinek już po opisaniu książki;) A kontrowersyjny wywiad (przynajmniej sądząc po komentarzach w sieci) do przeczytania w Wyborczej.

wtorek, 11 października 2016

Skandynawski Dan Brown

"Płyń z tonącymi" Lars Mytting,
Wydawnictwo Smak Słowa, 2016 r.

I oto mamy skandynawskiego Dana Browna...i to nie jest komplement.
 
Kto nie słyszał o "Porąb i spal"? Pewnie słyszeliście i ja słyszałam nie raz, ale jakoś ta książka nie wpadła w moje ręce. Kiedy dowiedziałam się, że autor tego poradnika o drewnie pisze również powieści, a jedna z nich ukaże się w polskim przekładzie, postanowiłam po nią sięgnąć. Dodatkową zachętą była reklama, że to tytuł uhonorowany Nagrodą Norweskich Księgarzy*.

"Płyń z tonącymi" jest opowieścią o młodym Norwegu, który stopniowo odkrywa swoją historię rodzinną. A jest co odkrywać, ponieważ rodzice mężczyzny giną w tajemniczych okolicznościach, gdy jest małym dzieckiem. Wychowują go dziadkowie, którzy niewiele mówią o swojej przeszłości, a kiedy umierają, do naszego bohatera zaczynają docierać intrygujące informacje o jego przeszłości, które zmuszają go do rozpoczęcia poszukiwań własnych korzeni rodzinnych. 

I tu zaczyna się przygoda, prawie jak w "Kodzie Leonarda da Vinci" - poszukiwania skarbu (ale nie wiadomo co to za skarb właściwie), wyścig z domniemanym wrogiem (nie ma pewności czy to wróg, czy przyjaciel), zaskakujące odkrycia (przynajmniej takie mają być) oraz romans (a nawet dwa) plus dylematy moralne szargające sumienie naszego bohatera. Wszystko to na tle historii dramatycznych losów wojennych Europy. Plus wątek drewna, które jest, jak rozumiem, miłością Larsa Myttinga i przynajmniej części bohaterów jego powieści. Może akcja trochę mniej wartka niż u Browna i klimaty chłodniejsze, ale jeśli chodzi o wiarygodność zdarzeń i postaci to już podobnie. 

Koniec końców nawet mnie ta opowieść w pewnym momencie wciągnęła, ale to trochę tak, jak niezbyt dobry film potrafi zatrzymać widza przed ekranem, a jednak później człowiek żałuje, że dał się nabrać i stracił czas...

Chyba że...lubicie wspomnianego Dana Browna. Może dla jego fanów ta lektura będzie samą przyjemnością? Dajcie znać.

Dla zaciekawionych (mimo wszystko) na stronie wydawcy fragment powieści do przeczytania, na Booklips wywiad z autorem. Swoją drogą, ciekawa postać z tego Myttinga ;)

* Nagroda Księgarzy jest w Norwegii podobno jedną z bardziej prestiżowych. W zeszłym roku otrzymała ją Maja Lunde za naprawdę bardzo ciekawą "Historię pszczół".

środa, 5 października 2016

Rozmowa z Hertą Müller

"Moja ojczyzna była pestką jabłka" Herta Müller
Wydawnictwo Czarne, 2016 r.

Lada dzień ogłoszenie laureata Nagrody Nobla w literaturze, a dzisiaj o wywiadzie rzece z Hertą Müller - noblistką z 2009 roku. 
"Moja ojczyzna była pestką jabłka. Rozmawia Angelika Klammer" to naprawdę dobra książka - niewielki format, tekstu na dwa wieczory, za to treści bardzo dużo. Napisana pięknym językiem, pełnym oryginalnych metafor historia życia pisarki: o dzieciństwie, dorastaniu i dojrzewaniu, o przemocy ze strony bliskich i przemocy ze strony państwa. Nie jest to biografia, więc nie dostajemy pełnego portretu noblistki, a raczej autoportret, z którego dowiadujemy się o autorce tyle tylko, ile ona sama chce nam pokazać, głownie przez pryzmat swojej twórczości i stworzonych przez nią bohaterów. 

Jak można mówić o terrorze dyktatora odwołując się do pojęcia estetyki? Herta Müller potrafi: ciekawie i przekonująco. O tym, jak język może być ogłupiały i ogłupiający, a szarość i brzydota publicznych przestrzeni i przedmiotów codziennego użytku celową bronią reżimu w walce z własnym społeczeństwem.

" Socjalizm oznacza wypędzenie piękna. Tuż po przełomie zobaczyłam, że ta planowa brzydota dotyczy całej Europy Wschodniej(...). To nie mógł być przypadek."   

Ciekawe są jej refleksje na temat różnic pomiędzy językiem rumuńskim i niemieckim, które służą też opisowi jej tożsamości*:

"Konwalie, niemieckie 'majowe dzwoneczki' to rumuńskie 'małe łzy'.(...) Często okazywało się, że rumuński bardziej mi odpowiada niż przyniesiony w głowie niemiecki, że jego postrzeganie życia lepiej do mnie pasuje."

I tak poprzez te rozważania dochodzimy do najbardziej zapadających w pamięci fragmentów: opisu doświadczeń prześladowania, szykan i tortur, których doświadczyła osobiście autorka, jej najbliżsi oraz bohaterzy jej książek. Zresztą punktem wyjścia dla większości tematów tej rozmowy są bohaterzy powieści Müller i ich losy, więc dla tych, którzy znają jej twórczość będzie to pewnie dodatkowy atut książki.

Nie wiem, na ile to było przemyślane, ale całość kończy się obszernym fragmentem o języku i kolażach z wycinków gazet, które robi pisarka. Te ostatnie strony pozwalają wrócić do rzeczywistości na powrót posklejanym emocjonalnie. Piękne zakończenie.

To niewątpliwie propozycja dla czytelników o mocnych nerwach i nie jest to proza, którą czyta się miło przy porannej kawie. Ale jak już się zacznie, to raczej człowiek rezygnuje z kawy, niż z lektury.
Ciągle nie wiem, jak można tak pięknym językiem opowiadać, o tak strasznych doświadczeniach.

Próbkę tego czym jest "Moja ojczyzna była pestką jabłka" możecie przeczytać tutaj:
http://www.polityka.pl/opolityce/1505474,1,wywiad-angeliki-kuzniak-z-herta-mller.read

PS. To jeden z tych przypadków, kiedy przysłowie "nie sądź książki po okładce" sprawdza się w 100%. Czy tylko mi ta okładka wydaje się okropna?!

1) "Moja ojczyzna była pestką jabłka" Herta Müller, Wydawnictwo Czarne, 2016 r., str. 67
2) "Moja ojczyzna była pestką jabłka" Herta Müller, Wydawnictwo Czarne, 2016 r., str. 78
* Pisarka jest Niemką, urodzoną i wychowaną w Rumunii.