"
Krótka historia siedmiu zabójstw" Marlon James,
Wydawnictwo Literackie, 2016 r.
To książka, na której utknęłam na kilka tygodni... Niby nagroda Bookera 2015,
niby super recenzje, a jakoś mi się dłużyło, nużyło i
gubiłam się w akcji...
Trzy okresy i wątek przewodni - zamach na Boba Marleya.
Może to klimat Jamajki nie współgrał z polskim grudniem? Może wątki
polityczno-społeczne zza oceanu nie przebiły się przez przedświąteczną
gorączkę przygotowań? Nie wiem... Najwięcej problemu sprawił mi język-
rozdziały w których narratorzy opowiadają slangiem swoje perypetie były
niewątpliwie nie lada wyzwaniem dla tłumacza. Nie znam się na tej sztuce
ani trochę, więc nie wiem czy ma sens używanie słów "prug" czy "wychaczyć" dla
uzyskania efektu niepoprawności języka bohaterów... Dodając do tego
zamierzone błędy gramatyczne, powtórzenia etc. uzyskujemy tekst, który
czyta się kilkakrotnie wolniej niż zwykły i znacznie ciężej. Momentami
nie mogłam pozbyć się tego nieznośnego wrażenia, że to mocno sztuczna
stylizacja. To co dla mnie było jednak pewnym minusem, dla
anglojęzycznego czytelnika jest pewnie zaletą, a może nawet największą
wartością tej książki.
Do tego mamy mnogość wątków, bohaterów i
narratorów. Przyznam szczerze, że momentami się już gubiłam... Ale to
wina braku skupienia. Spotkałam się gdzieś z porównaniem, że "Krótka
historia..." jest takim literackim "
The wire" osadzonym na Jamajce.
Kiedy zaczęłam czytać tę książkę trochę jak scenariusz serialu i dodatkowo
włączyłam sobie ścieżkę dźwiękową inspirowaną załączoną na końcu
książki listą utworów, od razu lepiej odnalazłam się w tej konwencji. I
jeśli kiedyś powstanie ekranizacja tej powieści - od razu obejrzę!
Podobno
autor nie spodziewał się bookera, bo wszyscy obstawiali "
Małe życie". I
choć Hanya Yanagihara to zdecydowanie moja faworytka, rozumiem
wybór "Krótkich historii...", jako wyróżnienie dla autora za trud opisania złożonej
historii Jamajki i zawiłości społeczno-
politycznych oraz językową ekwilibrystykę.
Zdecydowanie gratka dla fanów Marleya!
Najbardziej polubiłam wątek Niny Borges, jakby ktoś pytał;) A na koniec dobry cytat - fragment rozmowy bogatego Amerykanina z Jamajką, która u niego pracuje i opiekuje się nim. Zaczyna starszy pan:
"- No tak, nie wiem, co kupuje moja cholerna rodzina, chociaż ten już od dawna tutaj wisi. Moim zdaniem wygląda, jakby się jakiś dzieciak nażarł kredek świecowych i zrzygał na płótno.
- Rozumiem.
- Ale się nie zgadzasz.
- Nie bardzo mnie obchodzi, co inni myślą o sztuce, proszę pana. Albo ludzie chwytają, albo nie, może lepiej, że nie chwytają, dzięki temu w muzeum jest luźniej, można mieć więcej przestrzeni dla siebie i nie natykać się na kretynów mówiących, że ich czteroletnia córka maluje lepiej."